Po nieco „przygnębiających” i może kontrowersyjnych wpisach
odnośnie obrazu zbrodni chciałbym dać nieco powiewu świeżego powietrza i dać
odetchnąć troszkę „oku”. Postanowiłem, więc skupić się nieco na obliczu komedii
na dużym ekranie jak i na tym małym (domowym).
W roli
wstępnego sprecyzowania, moim punktem skupienie nie będzie komedia rozumiana w
dosłownym znaczeniu, lecz jedna z jej dziedzin, a konkretniej tzw. Slapstick.
Gatunek ten
został zapoczątkowany przez Maszta D.W Griffitha w 1909 roku. Tworzył on krótkie
komedie mające na celu rozbawić publikę poprzez wykorzystanie
charakterystycznych, jak na tamte czasy innowacyjne elementy takie jak:
wulgarność, łączenie schematów pospolitych z
karykaturalnością itp.
Jedną z
gwiazd, które wyrosły dzięki filmom Griffitha był Mack Sennet, który był uznawany za ojca burleski
amerykańskiej.
(Burleska
– utwór komiczny o charakterze satyrycznym łączący patos z pospolitością i
wulgarnością, karykaturalne przejaskrawienie, błazenada, groteska)
Powstanie
burleski amerykańskiej dało początek podstawowemu terminowi „Gagu” mającego na
celu przez swoją formę rozbawić publikę poprzez wymyślnie wprowadzoną sekwencję
często ocierającą się o granicę absurdu jak np. poślizgnięcie się na skórce od
banana.
Slapstick skończył się wraz z
bankructwem plajta
Senneta w 1935 r. zamykając drzwi niekonwencjonalnej komedii na długie
czasy…
Przełomowym
momentem dla komedii ekranowej stało się tworzenie obrazów kreskówkowy
(potocznie bajek) i wprowadzanie ich na ekrany kin, a później telewizorów.
Dzięki tej znaczącej zmianie umożliwiło to renesans starej burleski i
przywrócenie jej w nowej „świeżej wersji”.
Szansę tą wykorzystał Seth
MacFarlane wprowadzając po raz pierwszy na publiczną telewizję w 1999 roku
kreskówkę skierowaną przede wszystkim w stronę dojrzałych widzów.
„Family Guy” był (a w zasadzie jest)
serią, która ma za swój cel dokonać jednego, wyśmiać i ukazać rzeczywistość w
ciężko surrealistycznych barwach, aby dać widzowi to, czego pragnie: rozrywkę.
Jednak
fenomen tej serii nie odnosi się do samego faktu jego „wynaturzonego” kształtu
czy przełamania granicy typowej kreskówki, lecz wyciągnięcia slapstickowej komedii na nowy poziom.
(w celu głębszego zaznajomienia się z kwestią sugeruję obejrzenie krótkiego
dokumentu dodanego do notki)
Powstaje pytanie: dlaczego ludzie czerpią
satysfakcję z oglądania tak groteskowego obrazu świata?
Cóż jakby szukać kompleksowej odpowiedzi
można znaleźć wiele wytłumaczeń. Pierwotnie można się skierować do powtarzanej
prze ze mnie tendencji do uwielbienia obrazu, albowiem nie wątpliwie można taką
formę rozrywki przybliżyć do nowej formy sztuki. Kreska Setha jest przyjemna
dla oka ciesząca swoją kolorystyką i humorem.
Inna odpowiedź kieruje nas w
stronę naszego pierwotnego popędu do lubienia oglądania. Skopofilia, czyli przyjemność
patrzenia, jest z człowiekiem od zarania dziejów, od samego momentu narodziny
jednostki. Już jako małe dzieci zachwycamy się tym co widzimy szukając coraz to
większych doznań dla receptorów wzroku.
Można też poruszyć kwestię
psychoanalitycznej teorii filmu. Sprowadzała ona znaczenie obrazu na ekranie,
jako swego typu „przedłużenie rzeczywistości” dla widza, albowiem miał on wpływ
na kształt i formę tożsamości widza. Innymi słowy to, co oglądamy na ekranie
jak najbardziej wpływa na naszą osobowość i światopogląd.
Gdybym miał jednak samemu określić, co jest
determinantem ludzkiego popędu w stronę takiej formy rozrywki musiał bym przede
wszystkim postawić na nasze pierwotne popędy w stronę wizualnie kuszących
obrazów. W drugiej kolejności stawiałbym na tematykę to, co łamie tabu, występuje
przeciwko normie (normą) i jest ukazywane publicznie nie tylko szokuje, ale i
przyciąga.
Człowiek w niewytłumaczalny sposób jest przyciągany
do kontrowersji niczym ćma do światła, kochamy ją, potrzebujemy jej i wielbimy
ją w sposób świadomy lub nie.
Nieustanne przesuwanie granicy
moralno-normatywnej nie tylko stanowi dla człowieka element „pożądania”, lecz
także prowadzi do stopniowego przekształcenia społecznego kształtu dając początek
nowym wartościom i poglądom.
Czy istnieje sens w tych słowach cóż
pozostawiam to w rękach czytelnika…
Pozostaje jedynie mi
życzyć: "good night and good luck"...
S.Vincula